W pierwszym meczu mistrzostw Europy siatkarzy w czwartek o 17:30 Estonia zmierzy się w Gdańsku z Finlandią. – Nie koncentrujemy się tylko na spotkaniu z tym rywalem – zapewnił trener Estończyków Gheorghe Cretu.
W mistrzostwach Starego Kontynentu zdecydowanie większym doświadczeniem mogą pochwalić się Finowie, którzy 15. razy wzięli udział w finałowym turnieju, podczas kiedy Estończycy grali w nim czterokrotnie. Reprezentacja Suomi najwyższe miejsce, czwarte, zajęła w czempionacie w 2007 roku w Rosji – w tamtej drużynie grał m.in. jej obecny szkoleniowiec Tuomas Sammelvuo. Z kolei drużyna z Inflant nie zdołała uplasować się w czołowej "10".
Faworytami nie tylko grupy A, ale również do miejsc na podium, są Serbia i Polska, natomiast dwie pozostałe drużyny rywalizować powinny o trzecie miejsce, które zapewni udział w play-offach o prawo gry w ćwierćfinale. Drużyna, która zajmie czwartą lokatę w grupie, pożegna się z turniejem.
– Nie koncentrujemy się tylko na czwartkowym spotkaniu, bo nie ma dla mnie znaczenia, z kim przyjdzie nam zmierzy się w pierwszym meczu. To są mistrzostwa Europy i w każdej konfrontacji trzeba prezentować odpowiednio wysoki poziom. Być może z tercetu naszych rywali Finlandia uchodzi za najsłabszy zespół, ale nie uważam, żeby była to słaba drużyna – ocenił Cretu, który przez trzy ostatnie lata prowadził Zagłębie Lubin.
Z podobnego założenia wychodzi również szkoleniowiec Finlandii. – Nasza kadra jest bardzo zmieniona, ale i tak chcemy w tych mistrzostwach, a nie tylko w pierwszym meczu, zaprezentować się z jak najlepszej strony. Oczywiście zależy nam, aby jak najdłużej być w Polsce w grze – przyznał Sammelvuo.
Na największe wsparcie, poza oczywiście biało-czerwonymi, mogą liczyć w Gdańsku siatkarze Estonii, których kibice wykupili prawie sześć tysięcy biletów. Finów ma być połowę mniej, natomiast serbscy fani pojawią się w śladowej liczbie.
Równomiernie rozłożone są natomiast dziennikarskie siły. W Ergo Arenie pracować będzie 20 fińskich, 19 estońskich oraz 18 serbskich żurnalistów.